Startseite

piątek, 5 października 2012

Sowy, czyli biżuteria na wesoło :)




W dziedzinie biżuterii zdecydowanie jestem zwolennikiem minimalizmu 
tzn. jeżeli wkładam duży wisiorek to nie obwieszam uszu,
jeżeli wisiorek i łańcuszek jest delikatny to zdarzają mi się jakieś maleńkie
 kolczyki pasujące do kompletu,
jeżeli kolczyki duże nie dodaję nic.

Nigdy nie łącze wielgaśnych kolczyków z wielkim wisiorem, 
bransoletką, zegarkiem i nie wiem czym jeszcze 
bo po prostu czuję się potem jak cyganka na targu ;)

Zasada im mniej tym lepiej sprawdza się u mnie w 100% .

Lubię biżuterię srebrną i zważając na moje uczulenie na wszystko co nie ma próby
 staram się inwestować właśnie w lepszy gatunek jubilerskich wyrobów 
 Nie posiadam tego dużo, ale coś się z latami uzbierało.

ALE ...

zdarza się i tak że coś mi się tak spodoba że kupuję nie patrząc na nic ;)

I tak było za pierwszym razem, zobaczyłam i przepadłam :P

i kto kobiecie wytłumaczy że bez sensu 
że uczulenie 
że ten niby ,,srebrny,, łańcuszek zaczernieje 
że tandeta
no nikt :P

 i takim oto sposobem stałam się posiadaczem pierwszej sowy (kolorowa róż, lila) :D  
potem była następna prezent urodzinowy od siostry męża(na rzemyku)
potem następna, wypatrzona na wystawie (turkusowa) :P
i podejrzewam że nie ostatnia bo już widziałam inne które z chęcią bym przygarnęła.


A to moje trzy cudaki :)




Czy Wy też macie czasem tak, że żadne argumenty do Was nie przemawiają ??? 

Pozdrawiam cieplutko :)

 
 

1 komentarz: